studiuję sobie wieczorkiem kwestię rozpadu gnilnego, a dokładnie rozpadu gnilnego ludzkich zwłok. a dzisiaj spotykam na ulicy Anię. bardzo się cieszę, nie widziałam jej dobrych parę lat.
K – o, kurczę, wyobraź sobie, że nie dalej jak wczoraj oglądałam plamy opadowe. i od razu pomyślałam o Tobie! a dzisiaj się spotykamy…
A – …
Ania ma jakąś taką minę… ale dzielnie podejmuje small talk.
dopiero teraz do mnie dociera, że może to nie było najzręczniejsze zdanie na “dzień dobry”, tak po latach?
acha, Ania jest technikiem policyjnym. however…
. .
jeśli ktoś mnie zapyta na jakiejś rozmowie o pracę, o moją interpersonal literacy, to może powiem, że jeszcze dopracuję…?
. .
EDIT:
Nie dalej jak wczoraj poznałam pewnego sympatycznego Egipcjanina z Luksoru, który jest antropologiem sądowym. Pisze teraz doktorat w Granadzie z bliżej mi nieznanych mumiowych chorób, ale tuż po studiach pracował dla egipskiej Policji, identyfikując ludzkie szczątki.
Temat jest pociągający, a antropologia sądowa to na przykład nowy kierunek studiów podyplomowych na UJ (otworzyli dwa lata temu, jako pierwsi w Polsce). Muszę mocno kontrolować swoje myśli, lubią oblekać się w ciało na różne sposoby…
.
Swoją drogą “Egipcjanin z Luksoru” kojarzy się nieźle, prawda? Jakoś zupełnie inaczej niż “Arab, imigrant”. A różnicy przecież nie ma żadnej, poza tą w oczach patrzącego.